Dziś opowiem Wam o dwóch kosmetykach niemieckiej marki Alverde, które całkowicie mnie zawiodły. Mowa o szamponie przeciwłupieżowym i żelu pod prysznic z grejpfrutem i bambusem. Jest to moje pierwsze spotkanie z tą marką. Ja, jako wielka fanka kosmetyków marki Balea (więcej TUTAJ),pomyślałam, że skoro obie marki pochodzą z Niemiec i Balea bardzo mi przypadła do gustu to dlaczego mam nie spróbować tej drugiej. Spróbuje a czemu nie? Zrobiłam zamówienie i tak już wiem, że dwa produkty z tego zamówienia nie mają się czym pochwalić, w użytku mam jeszcze dwa pozostałe i też szału nie ma. Ale jak to ja, ostatniego słowa jeszcze nie powiedziałam.
Trochę o firmie:
Naturalne kosmetyki Alverde, są wolne od syntetycznych zapachów, barwników i substancji konserwujących.Najwyższy priorytet w firmie mają długofalowe: myślenie i działanie. Dlatego Alverde pracuje nad recepturami, które dają skórze naturalną i efektywną pielęgnacje, i w procesie rozwoju i produkcji chronią naturalne zasoby.Produkty, w pierwszej kolejności skomponowane są na bazie roślinnych składników. Surowce pochodzą z kontrolowanych, ekologicznych upraw. Wszystkie produkty są wolne od składników na bazie olejów mineralnych. Większość kosmetyków posiada pieczątkę „dla Vegan”, która gwarantuje, że nie zawiera składników zwierzęcych. Ogólnie Alverde Naturkosmetik nie testuje na zwierzętach.źródło: 1
Zacznijmy od szamponu przeciwłupieżowego z Alverde. Wiązałam z nim wielkie nadzieje no bo przecież nazywa się PRZECIWŁUPIEŻOWY i producent obiecuje cuda wianki w swoim opisie.
„Rewelacyjny szampon przeciwłupieżowy, który dzięki zastosowaniu wyjątkowej kombinacji naturalnych składników skutecznie zwalcza łupież już od pierwszego zastosowania. Widoczne zmniejszenie produkcji sebum oraz łupieżu skóry głowy udowodnione jest w badaniach dermatologicznych.„ No ostro poleciał serio!
„Zapobiega wysuszaniu i swędzeniu skóry, nadaje się do codziennego stosowania. Włosy są miękkie, gładkie łatwo się rozczesują. Produkt przebadany dermatologicznie, bez konserwantów, olejów mineralnych, emulgatorów PEG, oparty na roślinnych składnikach z kontrolowanych upraw. Nie zawiera silikonu.„ Chyba coś się tutaj pomieszało…
Skład jak zwykle poniżej na zdjęciu. A teraz przejdźmy do zjeżdżenia tego produktu ;)
Sama natura, same cuda, ale szampon nie przebierając w słowach, robi GÓWNO! I w takim też jest kolorze, co możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej. Przykro mi o tym mówić, bo naprawdę myślałam, że mi pomoże, ale nie dość, że nie pomógł, to zrobił źle.
Za każdym razem, kiedy myłam nim włosy, miałam wrażenie, że nie domywa ich tak, jak powinien i zazwyczaj miałam racje. Jeśli myjesz włosy co 2-3 dni, to siłą rzeczy są one tłuste, a ten szampon sobie z tym nie radzi. Producent pisze, że nadaje się do codziennego mycia i chyba TYLKO takiego, kiedy jeszcze Twoje włosy nie zdążą się przetłuścić. Dodatkowo ten zapach! Strasznie mnie drażni. Ja wiem, że szampony specjalistyczne lub takie bardziej naturalne nie muszą jakoś pięknie pachnieć, ale LUDZIE KOCHANI bez przesady! Jakbym miała opisać ten zapach, to porównałabym go do zjełczałego szarego mydła. O tak. Szare mydło jest bardzo mocno wyczuwalne. Co gorsza, po wypłukaniu włosów zapach na nich zostaje i na rękach i serio jak dla mnie zapach jest nie do zniesienia.
Jak już wspominałam, choćby nie wiadomo jak śmierdział, to jeśli będzie działał, jakoś bym to przebolała. Ale nie działa. Nie robi z włosami nic dobrego. Jak już podleczyłam moją skórę głowy, tak przez niego znowu się zaogniła. Piekła, swędziała i szczypała tak, że myślałam, że zwariuje. Nie tylko nie pozbyłam się łupieżu, ale sądzę, że przez niego jest jeszcze gorzej.
Oto kolor szamponu ;) Ja wiem, że w składzie miał tam jakąś glinkę, która miała pomóc, ale nie pomogła niestety.
Powiem jeszcze kilka słów o tym, jak moje włosy na niego reagowały. Jeśli udało mi się je domyć, to niestety włosy nadawały się jedynie do spięcia w kucyk. Są szorstkie, sianowate i bardzo sztywne. Próbowałam je jakoś uczesać, ujarzmić, wyprostować. Niestety nic to nie dało. Odstają na wszystkie strony i są niesamowicie niemiłe w dotyku, a to jest dla mnie bardzo ważne. Jeśli nie uda mi się nim domyć dwu-trzechdniowych włosów to są po prostu tłuste. Niby umyte a od głowy nadal widać, że są nieświeże.
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. W ogóle to nie nazwałabym tej kupy szamponem, bo się nawet nie pieni. Nie myje głowy, śmierdzi szarym zjełczałym mydłem, włosy są po nim okropne, skóra głowy swędzi i jest podrażniona i na sam koniec… nie pomaga w usunięciu łupieżu, a jeszcze pogarsza stan skóry głowy.
Moja ocena 0 / 5 gorszego produktu jeszcze nie miałam.
Kolejnym bubelkiem Alverde jest żel pod prysznic z grejpfrutem i bambusem. Nazwa bardzo fajna i tym też się zasugerowałam w jego wyborze. Zazwyczaj nie pisze osobnych postów o produktach kąpielowych, ale tutaj zrobię wyjątek. Jest to kolejny produkt hiper, super, eko, bio i naturalny więc przyzwyczaiłam się już do tego, że nie będzie się pienił tak jak inne płyny, które nie są bio. Niestety w tym wypadku żel wylewający się z buteleczki przypomina wodę zmieszaną z żelatyną i nijak nie chce się spienić. W końcu zamienia się w coś przypominającego mleczko do ciała.
Proszę o to skład. Niestety nie mogę Wam pokazać jego konsystencji, bo podczas sesji zdjęciowej owy produkt był już wykończony i z wielkim szczęściem wrzuciłam go do kosza na śmieci razem ze śmierdzącym szamponem tej samej firmy.
Kolejna sprawa to zapach. Serio? Znowu to? Czy wszystkie naturalne produkty muszą tak śmierdzieć? Bo ja nie wiem, w jakich czasach żyjemy, ale chyba jakiś ekstrakt z grejpfruta powinien ładnie pachnieć. Niestety zapach był gorzki, słabo wyczuwalny i nie umilał w żadnym wypadku naszej kąpieli. A o to przecież w tym wszystkich chodzi!
Pod koniec używania tego żelu, złapałam się na tym, że podczas kąpieli wyciskałam większe ilości żelu, co by się szybciej skończył. Nie powinno tak być.
Moja ocena to 2 / 5, bo jednak jest tam jakiś żel, który coś tam myje. Ale o pianie i pięknym relaksującym zapachu możecie zapomnieć.
Jeśli chcecie zobaczyć pozostałe buble ba blogu to zapraszam:
– Buble w listopadzie.
– Korektor do twarzy Manhattan Make Up Concealer.