Jak wiecie, uwielbiam rosyjskie kosmetyki. Nie tylko za egzotyczną szatę graficzną, ale również za działanie. Jest taka marka, którą wielbię pod niebiosa a jest nią Planeta Organica, o której możecie poczytać TUTAJ. Tym razem jeden z ich produktów wybitnie mi nie podszedł. Mówię tutaj o tytułowym winowajcy, czyli marokańskim szamponie. Obrzydził mi tym samym wszystkie szampony z Planety i będziemy musieli pobyć chwilę w separacji.
Jak to się stało. Normalnie, wzięłam z półki kolejny szampon do przetestowania i klops. Już po pierwszym użyciu zauważyłam, że coś jest nie tak. Włosy umyte tego samego dnia w południe już na wieczór były tłustymi kluchami. No nic, może użyłam za mało produktu. Ponowne użycie tego specyfiku przekonało mnie w tym, że nie mam zamiaru myć włosów dwa razy dziennie i tak został odstawiony na bok. Muszę wspomnieć również o jego zapachu, który rzeczywiście może przypominać Maroko. Sporo przypraw mieszających się ze sobą i mocny zapach kadzidła nie są tym, czym chciałabym, aby moje włosy pachniały. A zapach jest niezwykle mocny, dla mnie drażniący i utrzymujący się na włosach. Dodatkowo, żeby go rozpienić, musiałam wziąć na dłoń sporą ilość produktu a co za tym idzie jeszcze więcej pobożnego zapachu.
Zapach jest dla mnie ważny, ale nie najważniejszy. Jeśli produkt działa to może śmierdzieć łajnem, byleby działał. Tutaj „pałka się przegła„, jak to mówi Ferdek Kiepski, kiedy skóra głowy zaczęła mnie swędzieć w sposób nie do opisania.
Próbowałam namówić pozostałych domowników do zużycia opakowania, ale na marne. Myjąc synowi głowę, nie mogłam znieść tego okropnego zapachu na jego włosach, przytulając się do niego.
Jednym słowem wszystko było na nie. Stał na półeczce koło wanny i mnie wkurzał do czasu…
Kiedy nastały świąteczne porządku, postanowiłam zużyć tego delikwenta do czegoś. Postawiłam na łazienkę. I tak umyłam nim: flizy w łazience, umywalkę, wannę i podłogę. Najważniejsze było to, że na tych powierzchniach nie czuć było zapachu no i przede wszystkich ich nie przetłuszczał (taki suchar).
Jak nie żałowałam go sobie, dozując porcję do wiaderka z wodą, tak nie chciał się skończyć. Ostatnio postanowiłam użyć go w mieszance do mycia okien. Szampon z Planeta Organica umył wszystkie okna w moim mieszkaniu. Dawno nie trafiłam na takiego ostrego gracza, ale nie odpuściłam i zemściłam się. Nie zadzierajcie ze mną w sprawie szamponów do włosów wykorzystywanych w pracach domowych.
Szampon jest do kitu i może go jedynie uratować opakowanie z pompką, za co dałam mu ten jeden, jedyny punkt. Jego cena to około 16 zł.
Moja ocena to 1 / 5
Kiedy puściłam posta na Fb to miałam w głowie jedną myśl: „Kretynko, wyśmieją Cię! Nie masz specjalnego płynu do mycia wanny? Bez sensu”. Okazało się, że kilka z Was robi podobnie. Dajcie znać, co Wy robicie z nietrafionymi produktami i jak się na nich wyżywacie :D