Pierwszy wpis z tej serii pojawił się już jakiś czas temu. Opisywałam wtedy moją ulubioną markę BALEA, wpis zobaczycie TUTAJ. Kolejną marką, którą lubię i którą cenię jest Planeta Organica. Jest to rosyjska marka produkująca kosmetyki naturalne oparte na starych, tradycyjnych recepturach pielęgnacyjnych. Firma skupia się na poszukiwaniu najlepszych, wartościowych składników, które mają właściwości lecznicze, są bezpieczne i naturalne.
Kosmetyki nie zawierają SLS, parabenów, substancji modyfikowanych genetycznie czy produktów ropopochodnych. Formuły kosmetyków oparte są na naturalnych olejkach, składnikach czysto naturalnych, niemodyfikowanych genetycznie.
Produkty posiadają certyfikat COSMOS ORGANIC. Olejki i ekstrakty organiczne posiadają certyfikaty niezależnych międzynarodowych instytucji certyfikujących ECOCERT i ICEA
To tyle o samej marce. A ja, za co ją lubię? Za to, co zrobiła z moimi włosami. Moja przygoda z rosyjskimi kosmetykami rozpoczęła się ponad rok temu. Nie wierzyłam w ich „cudowne„ właściwości i do wszystkich kosmetyków podchodziłam bardzo sceptycznie. Bo jak tu nie podchodzić sceptycznie do wszystkiego, co rosyjskie ;p Już po pierwszym miesiącu używaniu tych kosmetyków przekonałam się, w jak wielkim byłam błędzie.
Kosmetyki przybyły do mnie w momencie, gdy nie musiałam już dalej zapuszczać moich włosów (było już po ślubie) i zdecydowałam się na mocniejsze cięcie oraz postawiłam na silną regenerację. Jak wspomniałam, pierwsze efekty pojawiły się już po miesiącu stosowania (używałam szamponu i odżywki). Włosy nagle jakby odżyły! Stały się błyszczące, mięciutkie, wygładzone. Ciągle ich dotykałam, bo nie mogłam wyjść z podziwu nad tą metamorfozą.
Opowiadając o kosmetykach marki Planeta Organica nie sposób nie wspomnieć o ich zapachach. Kremy i balsamy pachną raczej ziołami, nie jest to zapach mocno drażniący, ale wyczuwalny. Czuję wtedy, że używam czegoś naturalnego i mam z tego większą satysfakcję. Szampony i odżywki pachną BARDZO MOCNO, przynajmniej z tej serii, którą miałam. Szampon turecki i marokański, maska marokańska i ajurwedyjska, o której już pisałam TUTAJ, wszystkie te produkty pachną orientem, przyprawami i czymś co zapiera dech w piersiach i przenosi nas do innej krainy. Utrzymują się bardzo długo na włosach. Szczególnie maska marokańska sprawiała, że moje włosy pachniały czymś kadzidłowym, co było całkiem przyjemne i zupełnie odmienne od standardowych słodkich zapachów masek i odżywek.
Z kosmetyków do ciała posiadam dwa kremy: do twarzy i do ciała z rokitnikiem. O tym drugim wspomniałam we wpisie z Ulubieńcami stycznia.
Z szamponami, oprócz ich cudownego zapachu, jest już trochę gorzej, ponieważ są bardzo delikatne. Co oznacza, że nie myją włosów, głowy tak jak powinny. No nie dają rady, a po olejowaniu to już w ogóle. Myję włosy, suszę je a po paru chwilach widzę, że coś jest nie tak, bo nadal są tłuste u nasady. Zdarza im się to nawet przy mocniej przetłuszczonych włosach. Niestety… Wtedy należy sięgnąć po coś mocniejszego, coś, co się super pieni i ma w swoim składzie full chemii. Ja sięgam po fryzjerski szampon arganowy z Pro F, który zawsze uratuje mnie z opresji.
Jeśli myjecie włosy dość często, to nie będzie z tym problemu, ja już zdążyłam zapomnieć, bo kiedy chce je mocniej oczyścić, to od razu biorę inny szampon, a ten zostawiam na następny raz.
Maski i odżywki do włosów to jest coś wspaniałego co poleciłabym każdemu. Jeśli chcesz, żeby Twoje włosy wyglądały jak milion dolarów, to musisz je mieć. Nie zrozumiesz, dopóki nie spróbujesz. Wiem, co mówię ;)
Podsumowując Planeta Organica jest marką, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Na rynku polskim pojawia się coraz więcej produktów tej właśnie marki, coraz więcej nowości. Będę je testować i będę ich używać. Gdzieś mam politykę i wszystkie zaściankowe opinie na ten temat. Rosyjskie kosmetyki są zajebiste i nie ma tu czego ukrywać :)