Nie miałam jeszcze żadnego kremu ani balsamu marki Balea dlatego postanowiłam wypróbować ten krem do rąk. Skusiło mnie piękne, fioletowe opakowanie z wieżą Eiffla. Cudo. Dodatkowym plusem jest zamykanie na zatrzask, a nie poprzez zakręcanie co nie zawsze wydaje się łatwe z posmarowanymi dłońmi.
Krem ma dość rzadką konsystencję i myślę, że bardziej pasowałoby do niego określenie balsam. Nie jest zbity a bardziej lejący. Pachnie kwiatowo i bardzo intensywnie, nie wiem, czy jest to zapach fiołka, bo nigdy nie wąchałam tegoż kwiatka, ale rzeczywiście zapach towarzyszy przez cały czas, kiedy mamy posmarowane dłonie.
Kremik bardzo ładnie się wchłania. Wystarczy posmarować dłonie, potrzymać chwilę nie dotykając niczego wokół i po chwili już go nie ma na dłoni.
Krem nie pozostawia żadnej dodatkowej powłoki na dłoni, przez co mam wrażenie, że to jego nawilżenie jest żadne lub minimalne. Czy zauważyłam, aby moje dłonie były dobrze wypielęgnowane? Raczej nie. Nie zauważyłam poprawy, a jedynie co zachwyca mnie w tym kremie to bardzo intensywny zapach unoszący się dość długo.
Poniżej skład kremu.
Pomimo tego, że nie robi z dłońmi nic to krem pojawił się w ulubieńcach kwietnia, za zapach rzecz jasna. Bardzo wiosenny i delikatny, czyli idealny na tą porę roku. Oprócz zapachu, ładnego opakowania i otwierania nie widzę tutaj więcej zalet, bo mogłabym posmarować się nim 20 razy dziennie (co robię) i nie zauważyć, aby skóra na dłoniach była nawilżona.
Moja ocena 3 / 5.
Cena to około 7 zł. Krem możecie dostać w sklepach z niemieckimi kosmetykami.