Heloł, heloł! Piąty dzień nowego roku a ja przychodzę do Was z ulubieńcami grudnia. W tym roku było ich aż czterech, w tym nawet jeden z kategorii kolorówka.
O piance do twarzy z Balea możecie poczytać pod TYM LINKIEM. W grudniu używałam jej codziennie i spokojnie dawała sobie radę nawet z dużą ilością makijażu na mojej twarzy. Zużycie to pół buteleczki.
Jako że grudzień to nie może zabraknąć świąteczno — zimowego akcentu. Jest bałwanek, wróć, Pani Bałwankowa, czyli Mrs Frosty z Avonu. Płyn do kąpieli, który dostałam przy okazji Blogerskich Mikołajków, więcej o tym wydarzeniu przeczytacie TUTAJ. Płyn bardzo przypadł mi do gustu szczególnie w grudniu, głównie jego zapach, który jest połączeniem pierniczków z dużą ilością przypraw, które kojarzą nam się z świętami. Zapach cudny! Pienił się przeciętnie, ale jestem w stanie mu to wybaczyć ;)
To, co nie jest fajne to opakowanie. Ciężko z niego wydobyć płyn, ponieważ butelka, w której mieści się nasz płyn, jest zrobiona z twardego plastiku i ciężko wydobyć płyn na zewnątrz. Nie ma jak ścisnąć tej buteleczki, jedynym wyjściem jest jej potrząsanie, co jest mało wygodne.
Produkt używam nadal z wielką przyjemnością, mimo nieporęcznej butelki, zapach umilał mi prawie wszystkie kąpiele w grudniu.
Kolejnym ulubieńcem jest krem do rąk z Garniera do Intensywnej pielęgnacji bardzo suchej skóry. I tutaj zaskoczyłam sama siebie, krem wpadł w moje łapska zupełnie przez przypadek (podejrzewam, że gdyby nie to, to dalej smarowałabym moje ręce jakimś masłem do ciała czy coś). Wiadomo idzie zima i dłonie są zazwyczaj w opłakanym stanie a bo to marzną bezsensu albo stają się suche przez ogrzewanie, są szorstkie zaraz po wyjściu z kąpieli itd. W miesiącach zimniejszych oczywiście odczuwam potrzebę pokremowania sobie dłoni, ale zazwyczaj robię to takim kremem, jaki mam, czyli najczęściej jest to jakiś balsam, masło do ciała. W miesiącach letnich praktycznie w ogóle nie używam kremów do rąk, bo się normalnie w świecie pocą i ślizgają po klawiaturze, przeszkadzają mi.
Co się zmieniło? Nie poznaje sama siebie! Dziennie potrafię ze 20 razy odkręcić tubkę i przesmarować sobie dłonie kremikiem, który pachnie bardzo delikatnie i mega kobieco. Jak na moje możliwości to o 20 razów za dużo. Podoba mi się to, co robi ze skórą na moich dłoniach. Nie lepi się, ale zostawia taką delikatna warstewkę czegoś, co je chroni. Ja wiem, że Garnier, że silikony itd. Jeśli te silikony uszczęśliwiają moje dłonie to dlaczego nie?!!! Uwielbiam ten kremik, jestem wniebowzięta po tym, jak zmieniła się skóra na dłoniach po używaniu go. A kremu używam od miesiąca na pewno.
Kosztował ok. 10 zł, ale myślę, że spokojnie jesteście go w stanie upolować za cenę 5-6 zł.
Następny ulubieniec to…werble…. Pomadka do ust Biedronki! Tak z Biedronki. Ostatnio w internetach głośno jest o wszelkiego rodzaju matowych błyszczykach (dziwnie to brzmi), matowych pomadkach. Przy okazji małych zakupów w Biedronie wypatrzyłam tego malucha i to w takich kolorze, o jaki mi chodziło, czyli coś na podobieństwo brudnego różu.
Szminka bardzo ładnie kryje usta i jest matowa, dzięki czemu już wiem, że nakładanie jej na słabo nawilżone usta nie wygląda zbyt dobrze, bo je wysusza. Szminka utrzymuje się na ustach ok 3-4 godzin więc całkiem nieźle jak na to, że w ciągu tych godzin zdarza mi się jeść i pić. Mam ją w kolorze 06 a kosztowała (nie wiem, czy dobrze pamiętam) około 8 zł.
Kto był Waszym ulubieńcem w tym miesiącu?