Ostatni weekend wakacji postanowiłam spędzić na łonie natury i to w dość ciekawym towarzystwie. Blogerki i ich rodziny postanowiły zebrać się na kompletnym zadupiu po to, aby się zintegrować i pobyć razem a przy okazji poznać swoje rodziny ze sobą. Pewnie jesteście ciekawi, jak ja się na to dałam namówić? :P Zaskoczę Was! Sama się zgłosiłam na taki wyjazd. Ciekawa byłam, jak to jest, kiedy blogerzy balują w kameralnym towarzystwie i to dwa dni. I tak pojawiłam się wraz z moimi mężczyznami w Stroniu Śląskim, prawie 400 km od domu.
Sprawczynią całego zamieszania była Paulina z bloga YakieFayne i jej pomocniczki Ani z bloga Żyłeczki.
Oto lista uczestniczek:
Magda z Zwykła Matka
Ania z On, Ona i Dzieciaki
Magda z Mamatorka
Karolina z Nasze Bąbelkowo
Nadine z Macierzyństwo Raz!
Monika z Monika-J
Iza z Nianio born to be wild
Paulina z YakieFayne
Ania z Żyłeczki
i ja
W sobotę wyjechaliśmy o godzinie 5 rano, żeby dojechać na godzinę 11, kiedy to miał odbyć się piknik. Uwielbiam jazdę samochodem więc to tym większa frajda dla mnie ;) Punktem docelowym był Nowy Gierałtów, gdzie mieliśmy zakwaterowanie w pensjonacie Pokoje u Wanata. Dojazd bez osobnej nawigacji byłby niemożliwy, bo w kilku punktach na trasie zasięg na komórkach ginął bezpowrotnie, również na miejscu z zasięgiem było cienko. Chyba jako jedna z nielicznych miałam dostęp do internetu i jako taki zasięg. Więc jeśli wybieracie się w tamte strony, to przygotujcie się na odcięcie od świata.
Po zajęciu pokoju ruszyliśmy na piknik. Jak wiecie w weekend, Polskę miały nawiedzić tropikalne upały. Całe szczęście w górach nie było ich tak bardzo czuć, a orzeźwiający wiaterek ratował nam życie. Na kocyku wylądowałam w samym środku blogerek parentingowych wraz z ich rodzinami. Nie muszę chyba wspominać, że czułam się z deczka nieswojo, bo mój blog nie jest parentingowy, chociaż taka kategoria się w nim znajduje. Bardzo przyjemnie nam się czilowało, najpierw w słońcu a później w cieniu. Z kilkoma dziewczynami miałam okazję zamienić kilka zdań. Cały wypad był zorganizowany w taki sposób, aby się zintegrować i pobyć w swoim towarzystwie. Zaplanowane były jedynie posiłki i spacer na wiejski festyn „Jagodzisko„, który niestety nas nie zachwycił i szybko zmyliśmy się z powrotem do pensjonatu.
Przy pensjonacie znajdowało się miejsce na ognisko z ławkami dookoła. Nie mogliśmy nie skorzystać. Dawno nie uczestniczyłam w ognisku z prawdziwego zdarzenia. Zazwyczaj jest to mały grill przed domem. Tutaj Panowie mieli okazję zabłysnąć wiedzą na temat rozpalania ogniska i przygotowywania ziemniaków. Przy tym wieczornym posiedzeniu bardzo się zrelaksowałam. Błoga atmosfera, gdzieś tam z boku dzieciaki bawiące się. Żyć nie umierać — najlepsze zakończenie wakacji ever.
Drugiego dnia, po śniadaniu i zrobieniu sobie pamiątkowego zdjęcia wszyscy się pożegnali. Drugi dzień miał należeć do nas, ale wszyscy się rozjechali do domów. Tyle wrażeń jak na dwa dni to zdecydowanie za dużo. Miałam ochotę zobaczyć jeszcze okoliczne atrakcje: Czarną Górę, Jaskinię Niedźwiedzią i zalewik w Stroniu. Powiem Wam szczerze, że nie miałam na to siły. Po kolejnej przeprawie samochodem do domu byłam wykończona tak, że spałam, jak dziecko prawie do południa dnia następnego. Wymęczona byłam bardziej jazdą samochodem niż samymi działaniami na miejscu, bo tych też było nie wiele.
Jakie są moje wrażenia? Mieszane.
Sam pensjonat wydawał się świetnym miejscem do przyjęcia większej ilości ludzi. Wokół obiektu znajdowało się boisko do gry w piłkę nożną, boisko do siatkówki dla małych, jak i dużych, miejsce na ognisko i czilowanie. Samo wnętrze jednak mnie nie zachwyciło. Przypomniały mi się czasy, kiedy to wyjeżdżałam na kolonie jako dziecko do ośrodków podobnych do tego. W pokoju mieliśmy dużo miejsca i dużo łóżek (5) na 3 osoby, więc spokojnie mogliśmy kogoś ze sobą przemycić. Niestety było kilka niedociągnięć, na które nie dało się nie zwrócić uwagi. Popękane płytki w łazience, brak zasłony przy prysznicu, nieestetycznie wystające rury w pokoju no i kolor, który przyprawiał mnie o ból głowy. Mocny oranż w połączeniu z żółcią. Nie moje klimaty. Wygód takich jak telewizor i ręczniki również nie było. Jeśli miałabym polecić Wam noclegi w tym miejscu, to pewnie bym tego nie zrobiła. Była jedna rzecz, która powaliła mnie na kolana. Było to jedzenie!
TAK!
Jedzenie było domowe, przygotowane z największą starannością, no i przede wszystkim przepyszne. Jedliśmy tam obiad, kolację i śniadanie. Na obiad mieliśmy kurczaka pod pierzynką ze szpinaku i sera, to danie poruszyło moimi wszystkimi kubkami smakowymi. Kolacja i śniadanie również na wypasie w formie stołu szwedzkiego. Wszystkich produktów było pod dostatkiem. Do wyboru kilka rodzajów pieczywa, szynek, serów. Znalazło się również coś na słodko. Jeśli miałabym zjeść coś w okolicach, to podjechałabym na posiłek do Wanata. Serio! Wszystko było pyszne i pięknie podane, Czy już zaczynam się powtarzać? :) Są plusy i minusy tego miejsca wiadomo. Kolejnym plusem jest wyciąg narciarski usytuowany zaraz za pensjonatem. Wygląda, jakby to był prywatny stok, należący do pensjonatu, a więc mieszkając w Pokojach u Wanata, nie trzeba nigdzie wyjeżdżać samochodem, bo kilkanaście metrów za nim dostajesz się na stok narciarski. To też jest wypas.
Teraz już wiecie, dlaczego mam mieszane uczucia po tym spotkaniu.
Jak to bywa na spotkaniach blogerek, również ja przywiozłam ze sobą prezenty od sponsorów, które możecie obejrzeć na zdjęciach poniżej.
Jeszcze raz dziękuję organizatorce Paulinie za cały trud włożony w to spotkanie oraz za udostępnienie zdjęć z pobytu. Dziękuję również wszystkim sponsorom spotkania.
Pokoje w górach u Wanata, Zakamarki, mamagama, Popcrop, Nikwax, Prosper Sklep, Sofijka, Mamo Pracuj, Renata Wrona, Kristina Jewellery, Lula, Stella, Inki Pinki, Missha, Laboratorium Papieru, CETiK Stronie Śląskie, MyMamy.pl, Aneta Zamojska, Centrum Edukacji Dziecięcej, Wooden Story, Ten dom, Felicea, Jedność dla dzieci, Equilibra, Bis, Paste Love, Arte Point, See See, Tao Tao, Twin Caps, Excellence, Turpis i Wisienkowo, Patatoy, Apis, Ziaja, Coricamo, BioIndygo, Bielenda, Vi Vio, Bonduelle, Meglio.