Dzisiaj opowiem Wam o kosmetyku, który mocno mnie zaskoczył, a wcześniej myślałam, że nie jest mi potrzebny. Ale 26 lat na karku to pasuje coś zacząć robić ze skórą wokół oczu. Do tej pory używałam dwóch produktów do pielęgnacji skóry wokół oczu, a było to kilka lat temu, kiedy jeszcze zajmowałam się kosmetykami Herbalife. O ile po kremie nie widziałam wielkiej różnicy, to żel z ich serii NouriFusion działał całkiem fajnie na moje podkrążone i opuchnięte po imprezach oczy. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że pod moimi oczami robią się nieładne sińce, z którymi nigdy wcześniej nie miałam problemu. Nie wiem, czy to z wiekiem pojawiają się takie rzeczy, czy ze zmęczenia, ale faktem jest to, że się pojawiły. Zapragnęłam posiąść jakiś produkt na tę przypadłość. Ale co tu wybrać? Wybór jest przeogromny i trochę mnie przytłoczył. Odsunęłam sprawę moich sińców na drugi plan. Postawiłam na kryjący korektor i to mi wystarczyło.
Z pomocą przyszła marka Norel, która zorganizowała na swoim FANPAGE’U zabawę „Daj się poznać, podziel się postem”. Pod wskazanym postem wklejasz link do swojego tekstu na blogu, najlepiej, żeby to była recenzja, i czekasz na wybór. I tak dzięki mojemu tekstowi o tuszu do rzęs Avon zostałam zauważona przez markę Norel i dostałam informację o tym, że mogę wybrać sobie kilka produktów z ich oferty, które dostanę do testów. Moje oczy powędrowały do kategorii kremów pod oczy, szukałam czegoś nie przeciwzmarszczkowego a odświeżającego i rozjaśniającego. I JEST! Emulsja pod oczy Antistress do cery mieszanej i wrażliwej stała się moją własnością i dziś zapraszam na recenzję, która będzie kryła w sobie pewną zabawną historię.
Kilka słów o firmie, o której szczerze powiedziawszy, pierwszy raz usłyszałam dzięki ich zabawie.
Laboratorium Kosmetyczne Norel istnieje na rynku już blisko 50 lat i jest zarządzane przez Dr Krystynę Wilsz. Firma jest znana głównie w branży wellnes & spa oraz kosmetyki profesjonalnej. Są autorami ponad 30 linii zabiegowych dla gabinetów kosmetycznych. Skoro tak to chyba znają się na rzeczy, pomyślałam.
A teraz czas na moją krótką historię: Jak to ja zaraz po otwarciu paczki z kosmetykami rozpoczęłam stosowanie kremiku pod oczy i na powieki, rano i wieczorem według zaleceń na opakowaniu. Co się może stać, jak poużywam go z tydzień? Ciekawa byłam jego konsystencji. I tak po tygodniu wpadłam na pomysł, że może zrobię sobie zdjęcie przed i zdjęcie po, za jakiś miesiąc, ale co to… Cienie pod oczami zniknęły! I jak ja teraz mam zrobić zdjęcie PRZED? Proste przecież. Odstawie krem na jakiś czas i na pewno cienie wrócą. Mija tydzień, dwa trzy i nic się nie dzieje. Porzuciłam myśl o zrobieniu zdjęcia przed i po i kontynuowałam moją około oczną kurację nawilżającą.
Teraz trochę więcej opowiem Wam o samym produkcie. Nie bez powodu nazywany jest emulsją, bo konsystencji kremu nie do końca posiada. Bardziej przypomina lekki i rzadki balsam. Bardzo szybko się wchłania i pozostawia taki bardzo przyjemny efekt ochłodzenia i ukojenia skóry wokół oczu. Posiada pompkę, co dla mnie jest wielkim plusem. Nie musisz nic wyciskać, jeden przycisk i gotowe.
Co do ilości wyciśniętej ilości emulsji to jest to o wiele za dużo. Na zdjęciu poniżej widzicie wyciśniętą zawartość przy jednym ruchu pompki. Starcza pod oczy i na początku smarowałam sobie jeszcze dłonie. Ale po co marnować tak cudny krem? W tym momencie zupełnie wystarcza mi pół pompeczki, żeby rozsmarować porządną warstwę emulsji nad i pod oczy.
Producent poleca emulsję dla wszystkich osób pracujących przy komputerze, przebywających w klimatyzowanych pomieszczeniach czy korzystających z solarium. Ja zaliczam się do tych pierwszych. Krem ma zapobiec przedwczesnym objawom starzenia oraz poprawić jakość skóry wokół oczu. Nie widzę jeszcze żadnych zmarszczek wokół oczu (Chwała za to Najwyższemu!) więc nie mogę zbyt wiele na ten temat powiedzieć, ale jak Wam już wspominałam, krem pięknie pozbył się moich cieni pod oczami. Krem zawiera ekstrakt z białej herbaty i witaminę C, które zapewne są sprawcami tego całego zamieszania. Jest też kwas hialuronowy i różne inne dziwne ekstrakty, o których producent pięknie napisał na pudełeczku. Tak, aby zbytnio nie zagłębiać się w składzie pisanym nieprzyjaznym językiem. Zdjęcie pudełeczka poniżej :)
Emulsja została ostatnio, przepakowana do nowej buteleczki i wygląda teraz TAK.
Trochę przypomina opakowania Dermiki. Smarowidło pod oczy z Norel okazało się dla mnie zbawienne i polubiliśmy się bardzo, ale to bardzo. Nie wyobrażam sobie, dalszego funkcjonowania bez niego a na pewno nie wyobrażam sobie powrotu do moich cieni pod oczami. Podoba mi się nie tylko to, jak krem działa, ale również jego konsystencja i opakowanie (przynajmniej to, które ja mam), które jest zrobione z matowego szkła. Na mojej półeczce w łazience prezentuje się pięknie.
Moja ocena to 4,5 na 5.
Cena kremu to 41 zł w sklepie Norel. Za to jedno opakowanie wystarczy spokojnie na długi czas.