Jak każda szanująca się Włosomaniaczka ja również muszę mieć na swoim blogu wpis o historii moich włosów. A ta trzeba przyznać, że jest nieco burzliwa. Zawsze chciałam przetestować wszystkie możliwe kolory na mojej głowie i tak się stało, że kilka już było.
Zaczniemy od czasów dzieciństwa, poprzez częste zmiany kolorów, które doprowadziły moje włosy do bardzo złego stanu.
Lecimy po kolei!
1991/1992
Tak! To jest mój ulubiony look i żałuję, że nie zostałam przy nim. Słodkie loczki, idealny odcień blondu. Nic dodać, nic ująć.
1999
Mając 10 lat, włosy nieco mi przyciemniały, ale nadał miały odcień blondu i były bardzo grube i mocne. Pamiętam, jak mama zaplatała mi warkocza do szkoły i gumki starczało zawsze na „dwa razy” a teraz muszę z 5-6 obwiązać dookoła kucyka – PRZY GŁOWIE! Długość nie była dla mnie idealna, ale można było z nimi zrobić wszystko.
2005
Nie to nie była moja pierwsza farba na głowie. Na pierwszą skusiłam się w 5 klasie podstawówki. Nie było to nic wielkiego 2 rude pasemka po jednej i po drugiej stronie głowy (coo? Takie były wtedy modne!). I się zaczęło! Za każdym razem, kiedy klasie gorzej poszedł sprawdzian czy kartkówka to zostały wypowiadane prorocze słowa, że „lepiej pofarbować sobie włosy niż się uczyć” i tu wzrok padał na mnie i na kolegę który strzelił sobie jajecznicę na głowie 😉
Co do poniższego zdjęcia to zaraz po gimnazjum zapałałam miłością do blondu i tak już zostało na jakiś czas.
2008
Jak widać na poniższym zdjęciu, miłość do blondu skończyła się po 3 latach 😉 Zapragnęłam zmiany, ale takiej na chwilkę i strzeliłam sobie szamponetkę, chyba to była Joanna. W tym czasie lubiłam testować kolory na głowie, a dzięki szamponetkom mogłam je zmieniać raz na miesiąc i nic się nie działo. Był jeszcze róż i fiolet 🙂
2009
Po roku kolorystycznych szaleństw, postanowiłam wrócić do blondu ale w zdecydowanie jaśniejszej odsłonie.
Styczeń 2010
Platyna nie przetrwała długo. Od tamtej pory nadal katowałam swoje włosy blondem, ale tym razem był to balejaż (coo? był wtedy modny!). Coś mnie podkusiło i oto pojawiła się grzywka. Właściwie to, czemu nie? Przecież włosy zawsze odrosną :) Tak w ogóle to zwróćcie uwagę na zdjęcie. Jest to jedno z moich pierwszych Selfie w łazience. Robiłam selfie, zanim to było modne (hue hue).
Lipiec 2010
Tak jak podejrzewałam grzywka odrosła, ale blond zniknął. Ten odcień rudego najbardziej mi się podobał ze wszystkich. Włosy miały bardzo nienaturalny odcień a wszystko przez to, że spod spodu prześwitywał jeszcze blond. W tym momencie jakość włosów spadła drastycznie. Było ich już o połowę mniej.
Jakoś strasznie mnie to nie zmartwiło, bo pomyślałam, że przecież odrosną i muszą się jakoś zregenerować w końcu to tylko włosy.
Grudzień 2010
Kilka dni po nałożeniu jakiejś rudej farby moje włosy wyglądały właśnie tak jak na poniższym zdjęciu, czyli jakby nigdy nic. W rzeczywistości po 2-3 tygodniach kolor się wypłukiwał, a na głowie zostawało siano, a nie włosy.
Wrzesień 2011
Właśnie takie sianko jak na zdjęciu poniżej. Tutaj uzyskały już poziom: „Co zrobisz? Nic nie zrobisz!”. Wyprostować – źle, zakręcić – źle i tak też zostały zostawione same sobie.
2012
Umyte i wysuszone włosy voila! Kolor spłukany i strąki wiszące same sobie.
Maj 2013
Wreszcie powiedziałam DOŚĆ! Włosy przefarbowałam na pierwszy lepszy kolor, który przykryłby te lisie odcienie, bo nie mogłam już na nie patrzeć. Postanowiłam zaopiekować się moją ubogą, już w tym momencie, grzywą.
Wrzesień 2013
Zmasakrowane końcówki możecie zobaczyć również na tym zdjęciu. Bardzo ładnie widoczna jest linia, gdzie powinnam wziąć nożyczki i obciąć te włosięta. Czekałam z długością tylko dlatego, że miałam już obmyślone swoje ślubne upięcie i o obcinaniu nie było mowy. Kolor na zdjęciu czarny tylko dlatego, że zaraz przed ślubem zdarzyło mi się dwa razy w miesiącu nakładać farbę u fryzjera i to chyba taka kumulacja 😉
Ale podobał mi się ten kolor, taka intensywna czerń. Może jeszcze do niego wrócę 🙂
Październik 2014
W tym miejscu zmieniło się moje podejście i pielęgnacja. To, że rzuciłam palenie, również miało jakiś wpływ na nie. Regularnie chodziłam do fryzjera i bez jęków podcinałam końcówki. Na zdjęciu widoczne jest lekko rudawe ombre, które już wtedy zaczynało być modne. W tym czasie miałam też masę małych babyhair, które dobrze wróżyły na przyszłość.
Kwiecień 2015
Jak widzicie, zrezygnowałam z ombre i postawiłam na jednolity kolor ciemnej czekolady, który spodobał mi się w momencie, kiedy przez przypadek wyszedł taki ciemny na nasz ślub. Podcięłam włosy maksymalnie na wydłużonego boba, tak żebym nie miała żadnych podniszczonych końcówek i czekam na nowe odrośnięte włosy. Pierwszy raz w takich włosach zakiełkowała mi myśl o ich zapuszczaniu. Tak się chyba zawsze dzieje, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że włosy są za krótkie.
Maj 2016
Kiedy moje włosy odżyły, z powrotem zapragnęłam mieć na swojej głowie kolor blond. Nie miałam ochoty już na ciemne kolory na głowie. Zależało mi na całkowitym powrocie do blondu i właśnie w tym miejscu zaczęły się kombinacje. Dzisiaj wydaje mi się, że ombre bardzo ładnie wyglądało w kolorze blond i mogłam przy nim zostać.
Lipiec 2016
Nie mogłam się powstrzymać przed szaloną zmianą na wakacje. W końcu są wakacje i trzeba trochę poszaleć. Wzięłam pod uwagę, że moje rozjaśnione końcówki pięknie przyjmą nowy kolor, który będzie intensywniejszy, Zdecydowałam się na mocny niebieski, który był ze mną przez całe wakacje i zwracał uwagę. Pamiętacie czasy niebieskich końcówek? Dajcie znać!
Następnie nastał rok 2017, który był dla moich włosów totalnie zwariowany!
Tak właśnie wygląda moja włosowa historia 🙂