Inglot HD Perfect Coverup – Podkład do twarzy. [Recenzja]




Jak wiecie, wciąż poszukuje swojego podkładu idealnego. Najbliższy ideału był podkład z Paese, o którym pisałam TUTAJ. Ponownie skusiłam się na polską markę, ale tym razem postawiłam na chwaloną wszędzie firmę, czyli na Inglota. Podkład HD Perfect Coverup nie należy do najtańszych a ja pojechałam specjalnie po niego do Krakowa do Bonarki. Przemiła Pani w salonie Inglota pomogła mi dobrać odcień podkładu. Kolor podkładu sprawdza się na żuchwie czego absolutnie nie mogłabym zrobić w zwykłej drogerii a tu proszę :) Wszystko poszło sprawnie, a do tego skusiłam się na pędzelek do nakładania tegoż podkładu. Wszystko pięknie i cudownie, ale jak podkład sprawdza się na mojej twarzy? Wpisz tekst lub użyj istniejącego przykładu.

inglot hd perfect coverage foundation-3

 

Podkład ma bardzo zgrabną pompeczkę i przezroczystą butelkę, dzięki której widzicie, ile jeszcze produktu pozostało do wykorzystania. Na początku wyciskałam go o wiele za dużo, nie umiałam odmierzyć, ile konkretnie tego produktu ma być. Jedna pompka to za mało a dwie pompki to za dużo. Wstrzelić się w półtorej pompki jest niezwykle trudne ;)

Podkład trzyma się na mojej twarzy zaskakująco długo. Do około 4 godzin jest nie do ruszenia. W tym miejscu muszę wspomnieć, że po nałożeniu podkładu zawsze gruntuje go transparentnym pudrem z Paese, pisałam o nim TUTAJ. Po 4 godzinach można odczuć lekkie świecenie na twarzy. Później jest już tylko gorzej. Wystarczy lekko musnąć dłonią policzek i cała dłoń pozostaje ubrudzona podkładem, a sam zainteresowany zostaje na dłoni. Ja rozumiem, że nie powinno się dotykać oszpachlowanej twarzy no ale bez przesady. Po owym muśnięciu pozostaje brzydka plama na twarzy, to znaczy zwyczajnie spod podkładu zaczyna wychodzić moja niezbyt idealna cera. Pewnie powiecie, że co jakiś czas należy przypudrować nosek i tak dalej. Czasami nie mam już czego przypudrowywać, bo wszystko się starło.

 

inglot hd perfect coverage foundation-2

To miało być zdjęcie składu… Pfff

 

Produkt był dobrany do mojej cery, która jest tłusta, miał matować i co najważniejsze mocno kryć. Matuje tak sobie, niezbędny jest puder na wierzch. Rzeczywiście kryje. Używając go, zupełnie zrezygnowałam ze stosowania korektora. Niestety nie zakrywa zaskórników na nosie :( Nakładam go pędzlem i tutaj muszę wspomnieć o kolejnym minusie. Zdarza mi się nałożyć go nieco za dużo i wtedy ciężko go rozsmarować. Widać wtedy na twarzy pociągnięcia pędzla i całość wygląda bardzo nienaturalnie, ot taka maska. Grubsza warstwa tworzy efekt skorupki na twarzy, co mi się średnio podoba.

Ma konsystencję dość lejąca i ma pompkę za to plus, ale przez to, że jest taki lejący to ta moja pompka, jest nieustannie wybrudzona fluidem i niezbyt ładnie do wygląda. O wiele lepiej sprawdza się u mnie podczas chłodnych i zwykłych temperatur, czyli maksymalnie do 24 stopni, później ze mnie spływa, dosłownie. Już myślałam, że to puder i dopytywałam wszędzie, jak działa u nich, ale nikt się nie skarżył, a więc mam winowajcę, czyli podkład. Nie nadaje się na cieplejsze dni niestety :(

 

inglot hd perfect coverage foundation-4

 

Podkład ładnie kryje, chociaż nie wszystko i w miarę możliwości matuje. Ściera się niemiłosiernie i bardzo źle rozprowadza na twarzy. Kolejnym minusem będzie zapewne cena. Kosztuje niecałe 80 zł i możecie go kupić w salonie Inglota lub w sklepie internetowym.

Moja ocena to 3,5 /5.