Słowa, które usłyszysz w Krakowie.




Jakiś czas temu rekordy popularności w internecie biły fanpage’e pt. Zdania, których nie usłyszysz w (nazwa miasta)”. Złapałam się na tym, że sama obserwuje miasto Kraków i Warszawę i jeszcze kilka innych po to, żeby nie tyle się z nich pośmiać ile poznać ich zwyczaje. Kto z Was obserwował podobne profile?

Kolejną sprawą jaka przyszła mi do głowy to taka śmieszna sytuacja, kiedy kilka ładnych lat temu miałam styczność z ludźmi z całej polski i zdarzały się sytuacje, kiedy po usłyszeniu jakiegoś słowa ktoś zapytał: A co to?”… Bywa, że w jednym kraju ludzie nie do końca potrafią się ze sobą dogadać głównie za sprawą języka.

Słowników i rozmów na forach w tej tematyce jest niezliczenie wiele, a ja chciałabym zebrać te, które według mnie nadal są używane, i te, których używam sama lub moi bliscy.

Zapraszam na słownik regionalizmów krakowskich by Madziof.

 

Zaczniemy od kilku najpopularniejszych tak, aby się już nie zagłębiać w ich znaczenie zbytnio.

wychodzić na poleczyli wychodzić na dwór. Żartów na ten temat pojawiło się co niemiara. Krakusy wychodzą na pole jak chłopy a Warszawa wychodzi na dwór, bo go mają. Głupie tłumaczenie ;) Do tej pory tak mówię i mój syn także.

idę na nogach – czyli pieszo. Proste rozumowanie według mnie. Jadę samochodem, na rowerze, na rolkach lub idę na nogach. Proste.

fliza – kafelek, płytka, terakota, glazura. Zamiast flizy mówimy jeszcze płytki tak trochę obojniakowo. Ale nazwa krakowskiej firmy mówi sama za siebie (MAXFliz).

nakastlik – szafka nocna. Zdrobniale nakastliczek. Słodko prawda? 😉

winkiel – narożnik, kąt, róg. Moja babcia często używała tego słowa. „Sprawdź za winklem czy kto nie idzie”.

kiszka – kaszanka. Obecnie obie nazwy obowiązują. Jeśli jesteś w towarzystwie mówisz kaszanka, jeśli jesteś wśród swoich mówisz kiszka.

borówka – jagoda. Borówka to borówka a jagodzianka to jagodzianka i koniec.

glizda – dżdżownica. Wymówienie słowa glizda jest o wiele łatwiejsze.

cumel – smoczek. Ale właściwie to dlaczego nie smoczek skoro jesteśmy w okolicach Krakowa?

grysik – kasza manna. Kto z nas nie zachwycał się w dzieciństwie nad wspaniałym smakiem grysiku.

kapuza – kaptur. Nie używam tego stwierdzenia, za to moja mama robi to nałogowo. Ciągle każe zakładać kapuzę na głowę, bo zimno.

rajtki – rajstopy. Takie zdrobnienie. 😉

sagan – czajnik. Ale nie taki elektryczny, tylko taki stawiany na gazie i koniecznie z gwizdkiem.

szpeje – rupiecie, pierdoły. Szpejami w naszym domu najczęściej nazywało się narzędzia, śrubki, gwoździki zakrętki i inne takie.

strugaczka – temperówka. Do strugania kredek rzecz jasna.

spindrać się – wychodzić do góry np. po drzewach. Używany dalej przez starsze pokolenie jako zakaz: „Gdzie się tam spindrasz! Spadniesz!”.

stopki/korki – bezpieczniki. Komu by się chciało, takiego długiego wyrazu używać.

cwibak – keks. Nigdy nie lubiłam.

chałat – fartuch. Kiedyś był nieodłącznym przybraniem codziennym mojej babci.

flaszka – butelka. Jeszcze po troszeczce, jeszcze po flaszeczce…

cyrkulatka – krajzega, pilarka. To jest jedno z tych słów, że gdziekolwiek nie pojedziesz, to pilarka do drewna nazywana jest inaczej.

szaflik – plastikowa miska, misa. Do tego stopnia wsiąkłam w to określenie, że nie wiem jak inaczej nazwać plastikową misę, do której ładuje pranie i idę je powiesić. Ktoś ma stosowne określenie?

ostrężyny – jeżyny. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że to tylko u nas się tak mówi. I weź się tu człowieku dogadaj.

piszinger – wafel, kajmak. Wiecie o co chodzi, o wafel posmarowany masą toffi.

waserwaga – poziomica. Długo nie wiedziałam, że ten przedmiot nazywa się inaczej.

ferszalung – ubranie robocze. Nie wiem jak u Was, ale u nas po przyjściu z pracy czy ze szkoły jest obowiązek przebrania się w ferszalung, a obecnie w moim słownictwie są to dresiki 😉

To już wszystko, co przyszło mi do głowy. Jeśli jesteście z Krakowa lub okolic to dajcie znać o jeszcze jakichś powiedzonkach, które się stosuje.